Dobra Pani z Kończyc

Gabriela Thun-Hohenstein zd. Larisch von Monnich

Jeśli znacie jakieś ciekawe historie o kobietach Larischów o swoich mamach, babkach, prababkach piszcie artykuły i przesyłajcie na stronę. Dowiedzmy się jak najwięcej o kobietach Rodu 🙂

Dobra Pani z Kończyc Wielkich czyli rzecz o Gabrieli Thun-Hohenstein zd. Larisch von Monnich.

Z drzewa  genealogicznego :
39. LARISCH VON MÖNNICH Gabriele Ludmilla Marie, (daughter of LARISCH VON MÖNNICH Eugen and
DEYMOVÁ ZE STŘÍTE E Maria (Marianne) Kristína Gabriela – 28) born 30 Nov 1872 in Wien, died 18
Oct 1957 in Děčín ( ? Těcín).
+1943 – GD
+Teschen – LVDP,PT
She married THUN-HOHENSTEIN, VON Felix Leopold 30 May 1893  in Wien.
THUN-HOHENSTEIN, VON Felix Leopold, (son of THUN-HOHENSTEIN, VON Sigmund Ignác and
NOSTITZ-RIENECK, VON Mathilde – 28) born 11 Jul 1859 in Mě ice, died 8 Apr 1941 in Wien.

Opowieść o Gabrieli von Thun-Hohenstein
Źródło: gazeta.pl
Ewa Furtak

2005-09-22

Korzystałam z artykułów Janusza Spyry opublikowanych w „Dziedzictwie”

Na Śląsku Cieszyńskim ludzie nie przestają jej kochać. Niezwykła arystokratka była dla nich symbolem najlepszych wartości.

Jest październik 1957 roku. Do małych Kończyc Wielkich przyjeżdżają autobusy pełne zapłakanych ludzi. Mieszkańcy całego Śląska Cieszyńskiego żegnają Gabrielę von Thun-Hohenstein, ostatnią przedstawicielkę kończyckiej linii rodu Larischów. Pochowana zostaje na miejscowym cmentarzu. Nekrologi hrabiny ukazują się w komunistycznych gazetach razem z jej arystokratycznymi tytułami, co było ewenementem w tamtych czasach. Tak pożegnano ostatnią wielką damę Austrii.
– Dla tutejszych ludzi była symbolem starych, dobrych wartości. Jej pogrzeb miał więc znaczenie także symboliczne – mówi Mariusz Makowski, historyk z cieszyńskiego Muzeum Śląska Cieszyńskiego.

Ozdoba wiedeńskiego dworu

Słynna arystokratka urodziła się w 1872 roku w Wiedniu. Wywodziła się z jedynego magnackiego rodu na Śląsku Cieszyńskim: jej ojcem był hrabia Eugeniusz Larisch-Moennich, właściciel licznych dóbr w tym regionie, natomiast matką Maria z domu Deym, słynąca z urody i dobrego serca. Gabriela wychowała się w Wiedniu wśród wygód i bogactwa, zgodnie z zasadami obowiązującymi szlachetnie urodzone panny. Podziwiano ją za urodę i wdzięk, była gwiazdą na wiedeńskim dworze.
– Moja babcia zawsze mi opowiadała, że była bardzo chuda, wysoka i niewiele jadła – mówi Makowski.
W naddunajskiej stolicy Gabriela poślubiła w 1893 roku hrabiego Feliksa von Thun- Hohensteina, oficera dragonów, potem cesarskiego adiunkta, a wreszcie marszałka armii austriackiej. Pochodząca z Tyrolu rodzina Thunów cieszyła się w monarchii austro-węgierskiej bardzo dużym poważaniem: działali w dyplomacji i polityce. Józef, brat hrabiego Feliksa, na przełomie XIX i XX wieku był prezydentem Śląska Austriackiego, a Franciszek Thun przez krótki okres nawet premierem rządu austriackiego. Pierwsze wspólnie spędzone lata młodzi małżonkowie dzielili pomiędzy licznymi obowiązkami na wiedeńskim dworze i pobytami w różnych garnizonach. Gdy Gabrieli przypadł w spadku po rodzicach zamek w Kończycach Wielkich, wraz z majątkiem osiedli tam na stałe. Doczekali się czwórki dzieci.

Honorowa obywatelka Cieszyna

Właśnie w Kończycach hrabina rozpoczęła działalność dobroczynną, z której nie zrezygnowała do końca życia. Zaczęła od imprez dla biednych dzieci i organizowania dla nich dorocznej Gwiazdki. Na tym jednak nie poprzestała. Zaangażowała się w pracę dla kobiecego oddziału Czerwonego Krzyża, którego w 1902 roku została przewodniczącą. Razem z innymi damami z cieszyńskiej elity zbierała pieniądze m.in. na rozbudowę dzisiejszego Szpitala Śląskiego. Dzięki niej udało się w szpitalu wybudować pawilon dla chorych dzieci. Stanęła na czele komitetu koordynującego zbiórkę, spośród uzbieranych 120 tys. koron sama ofiarowała znaczną część. Nazwany jej imieniem pawilon został oddany do użytku w 1910 roku. Władze miasta doceniły jej dzieło i w tym samym roku została honorowym obywatelem Cieszyna.
Gdy wybuchła I wojna światowa, zgłosiła się jako wolontariuszka do szpitala, całą wojnę przepracowała tam jako siostra PCK. Gdy skończyła się wojenna zawierucha, Gabriela nadal miała ręce pełne roboty. Trzeba było pomóc tysiącom poszkodowanych ludzi: sierotom, wdowom, rannym żołnierzom. Równocześnie postarała się, by w mieście powstały: schronisko dla dzieci i młodzieży, towarzystwo zwalczania gruźlicy czy towarzystwo patronatu nad więźniami.
Nie zapomniała też o swoich Kończycach: dzięki niej otworzono tam przytułek dla inwalidów wojennych, w którym dyżurował pierwszy w tej wsi lekarz, oraz poradnię dla matek. Polskie władze uhonorowały ją za te wszystkie dokonania Orderem Polonia Restituta.

Hitler – mój wróg

Nie tylko rozmiarem swojej dobroczynnej działalności hrabina imponowała ludziom. Wsławiła się także tym, że pomagała wszystkim bez względu na narodowość, wyznanie czy przekonania. Każdego traktowała tak samo, do każdego zwracała się w jego własnym języku. Żarliwa katoliczka zbierała pieniądze na pomoc dla cieszyńskiego szpitala, chociaż był wtedy placówką prowadzoną przez ewangelików. W czasie dwudziestolecia międzywojennego udało jej się doprowadzić do tego, że cieszyńskie koła niemieckiego Czerwonego Krzyża połączyły się z Polskim Czerwonym Krzyżem, dzięki czemu można było skuteczniej pomagać potrzebującym.
Gdy wybuchła II wojna światowa potępiła Hitlera, nazywając go zbrodniarzem, i odmówiła wyjazdów do Wiednia, tłumacząc, że Austria zbyt łatwo mu uległa. Od razu zaczęła pomagać polskim żołnierzom: rannym dostarczała żywność i papierosy, zabiegała o zwalnianie jeńców z obozów, wykłócała się z dowódcami o ich ludzkie traktowanie. Część mieszkańców Śląska Cieszyńskiego przetrwała wojnę tylko dlatego, że hrabina zatrudniła ich w swoim majątku.

Uznana za wroga

Dla nowych władz zasługi hrabiny nic nie znaczyły, po wojnie została uznana przez komunistów za wroga. Żołnierz radzieccy zdemolowali jej zamek w Kończycach, a cały majątek został przejęty przez państwo.
– Nawet wtedy się nie załamała. Powiedziała „Bóg dał, Bóg wziął” – mówi Makowski.
W tej trudnej sytuacji znalazła jednak powody do radości, bo w jej rodzinnym zamku powstał dom dziecka. Została zupełnie bez środków do życia, ale na jedną rzecz komuniści się nie odważyli: o ile inni arystokraci musieli opuścić swoje rodzinne strony i nie mogli się do nich zbliżać, hrabinie Gabrieli pozwolono zostać w Cieszynie. Komuniści bali się, że jej przepędzenie wywoła protesty ludzi.
– Rodzina namawiała ją, żeby wyjechała, ale ona nigdy nie chciała się wyprowadzić – mówi mieszkający w Szwajcarii 67-letni hrabia Ferdynand, wnuk wielkiej społeczniczki.
Jak ona kiedyś im, tak teraz mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego zaczęli pomagać jej. Przez jakiś czas mieszkała u dyrektora cieszyńskiego szpitala. Potem dostała malutkie mieszkanie przy ul. 3 Maja w Cieszynie, gdzie zamieszkała razem z opiekunkami, siostrami Marią i Elżbietą Miksch. Mimo że sama potrzebowała opieki, dalej starała się pomagać innym. Ludzie opowiadają, że spacerowała po ulicach i podnosiła z ziemi pijaków, pytając, czy nie trzeba ich gdzieś odprowadzić.
– To była po prostu kobieta o wielkim sercu, która obok cudzego nieszczęścia nie była w stanie przejść obojętnie – mówi Katarzyna Dolska-Andrzejewska, której babcia przyjaźniła się z hrabiną.
Ludzie do dzisiaj nie zapomnieli, ile dobrego zawdzięcza hrabinie Gabrieli Śląsk Cieszyński. Niedawno gimnazjum w Kończycach Wielkich nadano jej imię.

Pozdrawiam Danuta

Skomentuj artykuł

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 + 1 =

Scroll to Top