Witam.
Co prawda te informacje podaliśmy już w poprzednim artykule o Karolu jednak tam było to dokładne przekopiowanie
oryginału opracowań.Poniżej przedstawiamy te materiały w formule bardziej przystępnej- nie tylko o Karolu.
Louis Józef Tadeusz-Okruszyny historyczne
Zbierane po dawnych aktach, archiwach i dziennikach
PRZEZ
Józefa Wawel-Louis
SERYA I
W KRAKOWIE,
W DRUKARNI ?CZASU? FR. KLUCZYCKIEGO I SP.
pod zarządem Józefa Łakocińskiego.
1898.
ODBICIE Z ?PRZEGLĄDU POLSKIEGO?.
NAKŁADEM REDAKCYI.
WOJSKOWA REPREZENTACYA GALICYI
Dziewiętnastoletni podpułkownik KAROL BARON LARISCH
Kartka z dziejów 1807 w 22 roku życia
Mieliśmy czternastoletniego jenerała artyleryi litewskiej,z którego naśmiewał się tak złośliwie Frydryk II na manewrach pod Wrocławiem. Sasi dali nam niedorostka za dygnitarza koronnego, który wyrósł wkrótce na ministra a w kompucie wojsk narodowych i nadwornych, sporo było dzieciaków pułkownikami ojcowskich milicyj, chorążymi lub towarzyszami pancernego znaku. Ta wybujałość była owocem z posiewu ducha czasu, domową zabawką bez groźnych następstw. Z rodowej dumy, lub dla błahej próżności przyodziane w wojewódzkie kontusiki lub w wojskowe szlify magnackie dzieci, nie wyrządziły nikomu żadnej psoty ? a choć nic obroniły ojczyzny, nie przyczyniły się do jej zagłady. Przeciwnie, w epoce odrodzenia mazali synowie najczystszą krwią młodzieńczą grzechy swoich ojców i zapisali się jak Włodzimierz Potocki ? na liście nieśmiertelnych obrońców kraju. Nic zgorszy i nie zadziwi zatem nikogo, iż w tytule niniejszego szkicu wymieniony młodzieniec, już w 19 wiośnie życia zyskał rangę podpułkownika wojsk polskich. Zaciekawi niewątpliwie tylko ta podrzędna okoliczność,jak dziecko obcego rodu, nieosiadłego w Polsce, względem Polski niemającego narodowych obowiązków i wrodzonych uczuć serca mogło się dosłużyć w Polsce tak wysokiej rangi wojskowej. Zagadkę zaostrza bowiem jeszcze i data na patencie nominacyjnym młodego bar. Larischa zamieszczona. Wskazuje ona na dzień 4 marca 1807 r., a zatem na ów rok błysków i nadziei, jakie ożywiły na nowo z chwilą ostatniego rozbioru kraju już zamglone oczy, osępiałe umysły i ostygłe serca. Te nadzieje i błyski budził i zapalał glos pieśni:
Marsz, marsz Dąbrowski… a pieśń tę, jak wiadomo poniosły wówczas głuche echa i do Galicyi ?zachodnią” nazwanej. Wieści bez słów prawdy i prawdy oparte na wieściach, przedzierały się tylko rzadko i z trudnością przez pilnie strzeżone rogatki, szczelnie zamkniętej granicy austryackiej. Utrudnione komunikacye, policyjny nadzór, osłona cenzury i brak dzienników, pozbawiały wszędzie i wszystkich nieco pewniejszych wiadomości z francuskich teatrów wojen z mocarstwami rozbiorowemi w latach 1805 i 1806 zwodzonych. Po wsiach zauważano tylko krwawo zachodzące słońce, w pochody wojsk i miażdżące starcia rozpływające się chmury i nasłuchiwano szumu wiatru i liści, ażali nie podszepcze pomruku dział lub haseł do boju. Niewiadomość i niepewność tego, co się ?w świecie” dzieje, były tak powszechne, iż kiedy około wrót dworów i zaścianków już maszerowały narodowe hufce, jeszcze z powątpiewaniem :
Mówił ojciec do swej Basi
Całkiem zapłakany,
Słuchaj Basiu! pono nasi,
Biją w tarabany…
Ta zwrotka nieśmiertelnej pieśni oddaje jak najlepiej ową chwilę rzewnej niepewności, w jakiej znajdowało twierdzenie wydawcy Echa minionych lat (Lipsk 1889) na str. 35, iż powyższa zwrotka odmiennie ułożoną została Przez polskie społeczeństwo w roku poczętym pod Austerlitz, a skończonym pod Jena. Każde usiłowanie i podjęcie czynu odzyskania narodowego bytu miało odrębny, właściwy sobie charakter ? i szukało w pewnym, stosownie do dziejowej chwili patryotycznie podnieconym stanie, propagatorów i obrońców. W latach 1805?1807 byli nimi księża i szlachta. Szlachta, wspierająca młodzież spieszącą do legionów we Włoszech, skupiać i zjeżdżać się poczynała dla poufnej narady, co czynić należy, skoro wszystko powraca z ziemi włoskiej do Polski. Księża usiłowali znowu uspokoić mieszczan i lud wiej- ski, zaniepokojony ciągłą rekrutacyą i rekwizycyą wojenną dla odparcia jakiegoś opryszka, co według słów Gazety Wiedeńskiej (Nr. 59, z r. 1796) rabuje we Włoszech kościoły. Te obydwa stany zapalały też w pomroce niewiadomości pochodnie wiary i światła na drodze tym, co spieszyli:
By za twym przewodem
Złączyć się z narodem.
Niedziele i święta kościelne wybrane były dla porozumienia się i narady. Obywatelstwo ziemskie zjeżdżało się do kościołów parafialnych na nabożeństwo tłumnie, by usłyszeć od ks. proboszcza lub przejezdnych ?ostatnie wiadomości”, dowiedzieć się, co najbliższa przyszłość gotuje i jak nadal zachować się należy. Księża, posługując się biblijną allegoryą, zapowiadali z ambon pod formą mistyczną, a nieraz całkiem wyraźnie, rychłe przyjście wyznawcy nowej wiary politycznej, drugiego messyasza, co się zjawił i idzie dla stała przez autora pieśni, zasługuje na wiarę, lecz nie na uwzględnienie, skoro nasi dziadowie, ojcowie, my i nasze dzieci odpisywali i śpiewali ją tak, jak wyżej podaną została. oswobodzenia uciśnionych narodów i ludzi. Po nieszporach rozprawiano zwykle na cmentarzu kościelnym szeroko i długo o wielkim Napoleonie, jak o meteorze, co świeci i pędzi wprost ku naszej ziemi. Oczywiście działo się to wszystko za plecami starostów 1 komisarzy cyrkularnych, którzy pragnąc uśpić czujność narodową, wręcz przeciwne rozgłaszali wieści, upominając pod groźbą kar surowych, do niewydalania się z kraju i spokojnego zachowania się w domu.Francuska gorączka opanowywała jednak coraz silniej umysły ? a wielu księży i obywateli ziemskich odpokutowało dość ciężko gadatliwość języka, lub porywczą działalność. Byłoby sprawą nudną i żmudną opowiadać wszyskie z powyższych powodów wytoczone śledztwa kryminalne i dochodzenia cyrkularne, lecz warto przytoczyć, dla poznania ich istoty i prądu jaki je wytworzył, choć po jednym przykładzie .X. Jan Niwiński, długoletni profesor teologii w Krakowie, następnie proboszcz w Czerniejowie pod Lublinem,
zesuniętym został, po trzech letniem uwięzieniu duchownem, przeważnie z politycznych względów, na stopień wikaryusza w Bełżycach. Żywego umysłu i gorący patryota, wszczynał Niwiński w Bełżycach, przy każdej sposobności, rozmowę o Napoleonie, sławił jego geniusz i zamiary co do odbudowania Polski. Urzędnikom c. k . magazynu tabacznego zapowiedział, że zostaną powieszeni, jak tylko Francuzi do Lublina dojdą, zaś inspektorowi tabacznemu Maakowi, bijąc się piersi, wykazał jak na dłoni, iż nie mógłby czyścić nawet butów nadchodzącemu mocarzowi zachodu. W kościele miewał również X. Niwiński kazania, podburzające przeciw rządowi austryackiemu i głosił pochód messyasza zbliżającego się wprost do granic nowogalicyskich. Dowiedziawszy się od brata Józefa Niwińskiego, pocztmistrza w Bełżycach, o sztafecie ze szczegółami bitwy pod Austerlitz, rozpowszechnił tę wiadomość publicznie po nieszporach w kościele. Stało się to w dniu 15 grudnia 1805 r. w ten sposób, iż X. Niwiński od ołtarza, dawszy znak organiście, by zaprzestał intonacyi na Anioł Pański, zawołał: ?Chodźcie ludzie do mnie”! Obecni w kościele zbliżyli się do niego i wtedy opowiedział im o zwycięstwie Napoleona pod Austerlitz, o posuwaniu się naprzód wojsk francuskich, które już wkrótce uchylą biedę, jaka wszystkich trapi, i począł śpiewać z ludem suplikacye o dalsze zwycięstwa dla Napoleona. Uwięziony przez starostę w Lublinie i odstawiony do sądu kryminalnego w Krakowie, został uznanym X. Niwiński przez senat dla spraw politycznych przy tymże sądzie urzędujący, za winnego zbrodni stanu i na śmierć skazanym. Sąd najwyższy w Wiedniu ocenił łagodniej postępki X. Niwińskiego, uznał je za zbrodnię zaburzenia spokoju publicznego i orzekł rok więzienia, z wliczeniem 7-miesięcznego aresztu śledczego, za karę. Władza duchowna uznała osobno X. Niwińskiego za niezdolnego do służby parafialnej i rozkazała zamieszkać mu na resztę dni życia (liczył lat 55), wśród murów klasztoru.
Jan Olszyński, obywatel ziemski z okolic Siedlec, lat 77 liczący, posądzonym został przez wydalonego ze służby ekonoma Leona Morowskiego, iż przypomina o tem:
Jak Czarniecki do Poznania,
Wracał się przez morze,
Dla ojczyzny ratowania
Po szwedzkim rozbiorze
i przepowiada że: Hasłem wszystkich wolność będzie Jak legiony przejdą Wisie, przejdą Wartę. Nadto trafiono na ślady, iż Olszyński rozsyła do podpisu adres, wystosowany do Napoleona, a ułożony przez p. Wielogłowskiego. Wysłany z Sandomierza na śledztwo komisarz cyrkularny, Jan Juraszek, wymusił na starcu przysięgę tej treści, iż o adresie do Napoleona nie wie nic i w polityczne przepowiednie nadal bawić się nie będzie. Tą przysięgą, , wymyśloną przez urzędników politycznych, na wzór przysięgi jaką dawniej odbierały sądy od szlachty uwolnionej od męki (tortury) w wypadkach zachodzących poszlak czynu karygodnego, zdołał się uwolnić Olszyński od uwięzienia i dalszego śledztwa.
Jak w obwodach Galicyi zachodniej, tak w Krakowie i wzdłuż dolnego biegu Wisły, szerzył się powszechny niepokój od chwili bezładnego odwrotu wojsk rosyjskich z Morawy. Szczególniej w cyrkule myślenickim (późniejszym wadowickim), jako położonym u granic pruskiego i austryackiego Szląska, trawiła obywateli ziemskich patryotyczna gorączka, występująca tem gwałtowniej, odkąd wojska francusko-bawarskie osaczyły Wrocław i po kolei oblegały lub zabierały szląskie fortece. W polskiej dzielnicy Prus, poczynającej się od ujścia Soły do Wisły a kończącej za Warszawą, po kapitulacyi Częstochowy, którą poddał w dniu 19 listopada 1806 r. pruski major Khun szefowi szwadronu Deschampes i po wejściu wojsk francuskich do Warszawy w dniu 28 listopada tego roku nie było już ani jednego żołnierza pruskiego na straży ostatniego zaboru. Wszystkie załogi małych miasteczek polskich i nadgranicznych szląskich, od Chrzanowa i Mysłowic począwszy, ściągnięto do twierdzy Świdnicy, a władze pruskie opuszczały kolejno i dobrowolnie siedziby dotychczasowego urzędowania. Sprzymierzone wojska bawarskie i wirtembergskie zalewały tymczasem Szląsk, wojska francuskie zaś ciągnęły z Wielkopolski na Warszawę w Płockie. Kąt nowo-pruskiego kraju, od Szląska wzdłuż lewego brzegu Pilicy ku Wiśle, nie był polem wojennych zapasów i dlatego w tym kącie ziemi tworzyć się poczęły powstańcze oddziały polskie i zawiązywać Rady obywatelskie. Rząd gubernialny w Krakowie starał się ukryć smutną prawdę przed wzrokiem i słuchem nowo zyskanych poddanych. Okólniki cyrkularne zabraniały też pod zagrożeniem surowych kar, jak cyrkularz z d. 16 marca 1807 r., wydalania się za kordon, zbierania pieniężnych ofiar, przechowywania łub wysyłania ochotników do wojsk francusko-polskich. Było to jednak daremną pracą. Niezwykłe imię Napoleona Bonaparte wstrząsało już od dawna umysły i serca polskiego społeczeństwa, a jego nagle zjawienie się w grudniu 1806 r. w Warszawie, było jakby iskrą dolatującą do ukrytego składu prochu. Młodzież przekradała się z Galicyi potajemnie, nocami przez lasy i bezdroża ku Warszawie ? jak mówiono:
By nauczył Bonaparte,
Jak zwyciężać mamy.
Obywatelstwo ziemskie pomne obowiązku, by nie zginęła Kiedy my żyjemy. zjeżdżać się poczęło dla wspólnej narady, marząc w rozbudzonej wyobraźni o wymianie Szląska pruskiego na Galicyę i rozpowszechniając w tym duchu ułożone proklamacye i pisma. W cyrkule myślenickim rozwoził je po wsiach p. Błeszczyński, a dwory szlacheckie Jakóba Jordana w Kozach i lir. Jana Kantego Bobrowskiego w Rajsku, stały się w tej stronie kraju ogniskami narodowego ducha. O tej chwili przełomu w pruskiej dzielnicy naszego kraju, zanim się stała Księstwem Warszawskiem, prawie nic nie wiemy. Znamy wprawdzie dość szczegółów o spiesznem opuszczeniu Warszawy przez władze i wojska pruskie, o niespodziewanem wkroczeniu korpusu marszałka Daroust do Warszawy, o zawiązaniu tymczasowego Rządu, organizacyi straży bezpieczeństwa przez bawiącego w Warszawie ks. Józefa Poniatowskiego, lecz o tem, co się działo ku końcowi 1801) r. i na początku 1807 r. za murami Warszawy na południowym szmacie ziemi polskiej, jest dotąd zupełnie głucho. Zbiegiem szczęśliwych okoliczności, dostał się do naszej wiadomości jeden ze szczegółów, odnoszący się do wyżej wspomnianej epoki czasu. Szczegóły wydarzeń zestawiają historyę i służą do ocenienia wypadków i poznania w nich udziału biorących ludzi. Wyśledzony przez nas szczegół, choć drobny i małoznaczący, lecz współczesny i równorzędny szczegółowi zdjęcia zabłoconych butów oficerowi francuskiemu przez ks. prymasa Woronicza, zasługuje też na opowiedzenie, a temsamem na zabezpieczenie od zapomnienia i zagłady. Na sąsiedzkie zjazdy w Rajsku i w Kozach przybywał i młody baron Larisch z Osieka, pragnąc w ten sposób wpisać się w poczet obywatelstwa polskiego, do którego tytuł już samo posiadanie kilku wsi pod Kętami jak: Bulowice, Bielany i Osiek niewątpliwie dawało. Dobra Osiek, będące niegdyś własnością hetmana Jana Klemensa Branickiego, następnie Szembeka, kupił w r. 1796 możny pan szląski, bar. Karol Wacław Larisch za zł. 272.500 . Posiadał on również wieś Brzezinkę pod Oświęcimem, i liczne dobra na Szląsku pruskim i austryackim, jak: Słupie, Soła- wieś, Błędów i inne. Bar. Karol Wacław Larisch umarł dnia 19 listopada 1803 r. w Słupi, bez testamentu, pozostawiwszy żonę Aloizyą z domu Zborowską i troje małoletnich dzieci, syna trzech imion Józefa Eugeniusza Karola i dwie córki: Ludwikę i Maxymilianę. Józef Karol Larisch urodził się w dniu 10 lutego 1788 r. i do 14 roku życia chował się i uczył w rodzicielskim domu. Na rok przed śmiercią ojca, wysłanym został młody Larisch z guwernerem p. Czaple do Krakowa, dla odbycia wyższych studyów. Nauki matematyczne i filozoficzne nie przypadły jednak do smaku uczniowi, który rwał się do konia, strzelby i pługa. Powrócono więc do domu, do Osieka, albowiem matka, po śmierci ojca, zamieszkała stale w Osieku. Wówczas przyjęto na domowego nauczyciela Pijara, X. Majera, by kształcił dalej młodzieńca w naukach i przygotował do egzaminu wstępnego w Wiedniu. Opiekun von Klettenhof wyjednał bowiem umieszczenie Larischa w Teresianum, dokąd w r. 1805 miał być odwiezionym. Choroba prawdziwa czy udana stanęła na przeszkodzie wyjazdowi do szkoły wiedeńskiej i zawiodła młodego Larischa do zdrojowiska w Szarkowie, na Szląsku pruskim. Tam bawił także na kąpielach książę Jan Nepomucen Sułkowski, wyczekujący na objęcie księstwa bielskiego, zostającego w posiadaniu ?ojca, ks. Franciszka de Paulo Sułkowskiego Ks. Jan Sułkowski posiadał wówczas już burzliwą przeszłość. Urodzony w dniu 23 czerwca 1777 r. wstąpił za młodu do wojska austryackiego i dosłużył się wkrótce rangi kapitana w pułku piechoty nr. 28. Awanturnicze przygody, długi i rozwiązłe obyczaje, zmusiły ks. Sułkowskiego do opuszczenia w r. 1802 służby wojskowej. Wesoły kapitan i bliski sąsiad umiał podczas wspólnego pobytu w Szarkowie tak sobie ująć i przywiązać do siebie młodego Larischa, iż stał się odtąd jego moralnym opiekunem, sternikiem jego życia i towarzyszem hulaszczych uciech i zabaw. Odwiedzając Larischa w Osieku, zakochał się książę Sułkowski w jego starszej siostrze, Ludwice Larischównej, ?zaledwie lat 15 liczącej. Protegowany-przez brata zyskał wzajemność i zdołał tak usidlić umysły dziewczęcia i matki baronowej Aloizyi Larischowej, iż bez zezwolenia opiekuna yon Klettenhof i sądu nadopiekuńczego, poślubił ją w dniu 30 października 1806 r. w Mysłowicach. Stało się to za sprawą X. katechety Tomasza Krupskiego, który korzystając z chwilowego zasłabnięcia proboszcza, dał ślub bez zapowiedzi i innych zwyczajowych formalności. Rozsrożony opiekun groził za to kuratelą matce, kryminałem księciu i zabierał się do poskromienia i wywiezienia młodego Larischa na naukę do Wiednia. Wobec tych pogróżek opuścił ks. Sułkowski żonę, a obawiając się przebywać nadal w Osieku, kręcił się jak dawniej na pograniczu Szląska. Po kapitulacyi pruskiej twierdzy na Jasnej Górze, pojawił się w Modrzejowie powstańczy oddział polski, zwany ?Pruszaki” (Pruszakisches Freicorps) ’) pod dowództwem (Z niewyraźnych pism niemieckich niemożna było wybadać z pewnością, czy ów Pruszakisches Freicorps nosił imię swego twórcy majora Pruszaka lub Pruskiego, czy też tak nazywanym był dlatego, iż się składał z polskich (szląskich) Prusaków) podpułkownika Trembickiego. Ks. Sułkowski pobiegł zaraz na jego spotkanie, a zwerbowawszy i uzbroiwszy 6 konnych i 12 pieszych ludzi, rozgłaszał wszędzie, iż formuje na własny koszt i pod swoją komendą nowy oddział ochotniczy polski. Gdy to się dzieje za granicą prusko-austryacką, wznosi młody Larisch na zjeździe szlachty i na uczcie we dworze hr. Bobrowskiego w Rajsku wyprawionej, huczny toast na cześć Napoleona i powodzenie armii francusko-polskiej. Toast kończy zapewnieniem, iż chwyci za broń i pójdzie na pole walki dla wyswobodzenia przybranej ojczyzny. O tym toaście, przyjętym radosnemi okrzykami, dowiedział się wkrótce bar. Lipowski, c. k. starosta w Myślenicach (późniejszy rezydent austryacki w Krakowie) i wysłał komisarza cyrkularnego na śledztwo do Rajska. Na tę wiadomość i wobec pogróżek opiekuna, oraz nalegań i zachęty ks. Sułkowskiego, który jako dowódzca oddziału powstańczego już siedział na koniu, nie pozostało Larischowi nic innego, jak wynieść się co rychlej za granicę państwa austryackiego. W nocy 10 grudnia 1806 r. opuściła też bar. Larischowa wraz z synem, córkami i służbą potajemnie Osiek, udając się bocznemi drogami do Szląska pruskiego. Huzar, strzeżący granicy, dostrzegł jadących i zatrzymał. Sprowadzeni na komorę cłową, zawdzięczali znajomości urzędników granicznych, iż przepuszczeni zostali do ich własnej wsi Slupie, na chwilowy pobyt i dla polowań, jakie tam odbywać się miały. Miody Larisch w 4 konie i z 500 talarami w kieszeni udał się zaraz do oddziału szwagra, matka zaś z córkami pozostały w Słupi. Wiadomość o ucieczce rodziny Larischów za granicę kraju, jak również o tworzeniu bandy powstańczej przez ks. Sułkowskiego, zaniepokoiła władze austryackie. Starosta bar. Lipowski, życzliwy Larischom, wysyłał nieustannie poufne pisma do pani Larisch wzywając do powrotu, pod zagrożeniem zasekwestrowania majątku, zaś oberamtman Rudecki z Osieka, odszukał nawet w obozie polskim młodego Larischa z podobnym mandatem urzędowym.Wróć, a poszlą cię do Munkacza! ? rzekł ks. Sułkowski do szwagra w odpowiedzi na pytanie o radę: co ma uczynić i jak staroście odpowiedzieć? Bez wahania potargał więc Larisch cyrkularne upomnienie i wezwanie w oczach Rudeckiego, wręczył mu odezwę wzywającą mieszkańców Galicyi cło chwycenia za oręż i upoważnił do oznajmienia staroście, iż o jego postępowaniu doniesie Napoleonowi, a on, który zwyciężył dwóch cesarzów i króla pruskiego, da już radę i staroście w Myślenicach. Po tej odpowiedzi, wzięto w sekwestr polityczny majątki Larischa i ks. Sułkowskiego w Galicy i i na Szląsku austryackim położone, wysłano patrole kirasyerów wzdłuż granicy dla pochwycenia zbiegów i wydano edyktalne wezwanie do powrotu, w oznaczonym okresie czasu, pod zagrożeniem skutków w patencie emigracyjnym z d. 10 sierpnia 1784 r. wyrażonych. Za pieniądze Larischa zwiększał tymczasem ks. Sułkowski swój oddział. Na ochotnikach nie zbywało, lecz nie było koni, broni, wojskowej odzieży i żywności, a głównie gotówki na ich zakupno. Urządzano więc rekwizycyjne wyprawy do Szląska pruskiego, skąd wracano do Modrzejowa z dość obfitym łupem. Wycieczka do wsi Wesoła, należącej do ks. Anhalt i państwa Pszczyna (Pless) przyniosła np. 16 koni, 28 talarów i kilka sztuk broni palnej w rezultacie. Na tej niezwykłej drodze podjęta organizacya oddziału ochotniczego natrafiła jednak wkrótce na przeszkodę. Zjawił się bowiem nowy oddział powstańczy pułkownika Męcińskiego, który na prośbę uciskanych obywateli ziemskich usiłował rozbroić i rozpędzić rekwizycyjny hufiec ks. Sułkowskiego i jego samego uwięzić. Przyszło nawet do gwałtownych zatargów i zajść z Męcińskim, z których wywinął się ks. Sułkowski w ten sposób; iż zawarł w dniu 15 stycznia 1807 r. pisemny układ z podpułkownikiem Trembickim, mocą którego ? zastrzegłszy dla siebie rangę pułkownika, dla Larischa stopień majora?połączył swój oddział z ochotniczym korpusem ?Pruszaka”. Chodziło już tylko o zatwierdzenie tego układu w Warszawie i o wytłómaczenie nieprawidłowości przez Męcińskiego zarzucanych. Zdał więc ks Sulkowski komendę swego oddziału na Larischa, a sam zabrawszy żonę, świekrę i jej córkę Maxymilianę, wyjechał do Warszawy. Imię Sułkowskich, jako niegdyś w jednej linii rodziny udzielnych książąt na Bielsku, było w Polsce powszechnie znanem, i dlatego zjawienie się ks. Jana Sulkowskiego, ex- kapitana wojsk austryackich, w głównej kwaterze francuskiej, powitane zostało życzliwie. Książę wyjednawszy sobie u cesarza Napoleona posłuchanie, przedstawił się jako patryota polski, dowódzca oddziału ochotniczego własnym i Larischa kosztem stworzonego i przedłożył ? na wypadek potrzeby plan zrewoltowania Galicyi, ubieżenia i zajęcia wąwozu w Jabłonkowie, prowadzącego do Węgier. Prosił też cesarza o przyznanie mu rangi pułkownika, dla swego zaś zastępcy Larischa, stopnia podpułkownika, w nowo-formującem się wojsku francusko-polskiem. Cesarzowi Napoleonowi spodobał się książę na Bielsku, a źle usposobiony względem Austryi, przyjął chętnie usługi dwóch możnych poddanych austryackich, zbiegłych do jego obozu. Nie wchodząc więc w bliższe szczegóły co do sposobu zorganizowania ochotniczego oddziału, jak również co do wieku i stosunków rodzinnych bar. Larischa, którego niewidział, mianował Napoleon exkapitana ks. Sułkowskiego pułkownikiem i dowódcą jego oddziału, z poleceniem uformowania z niego pułku konnego, zaś bar. Larischa podpułkownikiem w tymże samym pułku. O tem cesarskiem postanowieniu zawiadomiony dyrektor warszawskiego wydziału wojny, ks. Józef Poniatowski, kazał przygotować i podpisał patenty nominacyjne. Patent podpułkownikowski Larischa nosi: datę: Warszawa dnia 4 marca 1807 r. i rozpoczyna się od słów: ?W imieniu i na rozkaz Napoleona cesarza Francuzów” itd. Wówczas bawił w Warszawie jenerał Vincent, przybyły z Wiednia z własnoręcznym listem cesarza Franciszka do Napoleona. Z tej sposobności skorzystał ks. Sułkowski i złożył na jego ręce ? już jako francuski pułkownik ? protest z powodu zasekwestrowania jemu i Larischowi majątków w Austryi. Następnie zabrawszy stos proklamacyj Napoleona, w Warszawie po polsku d. 14 stycznia 1807 r. wydanej, a rozpoczynającej się od słów: Dopokąd los Polski zdobytej na królu pruskim nie będzie ustalonym przez pokój ostateczny itd., celem rozpowszechnienia jej w Galicyi, powrócił do swego oddziału nad granicę austryacką. Dotkliwy brak pieniędzy utrudniał wciąż zamierzoną i przyrzeczoną formacyę pułku konnego. Ks. Sulkowski imał się więc dla dopięcia wskazanego celu różnych, częstokroć bezprawnych środków. Do obywateli ziemskich w Galicyi wysyłał potajemnie odezwy i pisma, celem ściągnięcia patryotycznych ofiar w pieniądzach i ludziach Zebrawszy z okolicy muzykantów, utworzył z nich orkiestrę wojskową, która grywała codziennie, na moście granicznym w Sławkowie, polskie i rewolucyjne melodye, kusząc żołnierzy austryackicli do zbiegostwa. Całą okolicę i miasteczko Mysłowice ogłodził i obdarł, zabierając wszędzie żywność, broń i konie. W ten sposób wzrósł oddział do 200 ludzi i z nim podjął ks. Sułkowski dwie iście rozbójnicze wyprawy do Lędzina i Bytomia, skąd powrócił z 328 talarami kontrybucyi, wiodąc przytem 150?160 zabranych koni i 200 fur owsa. i siana. Te najezdnicze wyprawy i osobiste gwałty ks. Sułkow- skiego wywołały pomiędzy mieszkańcami pogranicza popłoch i skargi do Rządu tymczasowego w Warszawie i do nowo mianowanego naczelnika Szląska, jenerała francuskiego Dumuy. W Warszawie zaniepokojono się tem więcej, gdy się dowiedziano, iż awanturniczy książę przygotowuje coup de main na zabranie kas austryackich w Brzezince, Osieku i Babicach i rozmyśla o wyprawie do Jabłonkowa. Nadszedł też zaraz sztafetą rozkaz do podpułkownika Trembickiego, ażeby aresztował ks. Sułkowskiego i jego oficerów, oddał ich pod sąd wojenny do Siewierza, utworzony zaś oddział wcielił do ochotniczego oddziału ?Pruszaka” i z nim odmaszerował do Warszawy. Trembicki spełnił rozkaz. Ks. Sułkowski wyłamał się jednak z aresztu w Siewierzu i uciekł do Tarnowiec, gdzie znalazł przytułek pod osłoną wojska bawarskiego. Larisch stanął przed sądem, lecz uniewinniony, otrzymał z powrotem szpadę. Po tej przykrej przygodzie, opuszczony przez szwagra, bez pieniędzy i komendy, nie wiedział na razie Larisch jak dalej ma sobie postąpić. Przemógł wreszcie zdrowy rozsądek, otrzeźwiony doznanym zawodem. Posłał więc do Warszawy, na ręce generała Gouvion St. Cyr prośbę o dymisyę, i nie czekając odpowiedzi, powrócił w dniu 30 maja 1807 r. do Osieka. Aresztowano go natychmiast i sprawdzono, iż z przyprowadzonych 6 koni, 4 pochodziło z Osieka, jeden koń był wojskowy pruski, jeden zaś wyhandlowany od porucznika Skupieńskiego. Na wstępie wspomniane objawy narodowego ducha w Galicyi zachodniej ? do których należało i śpiewanie krakowiaka ?Nie będę się żenił” zabronione i karane więzieniem spowodowały ustanowienie wyjątkowego sądu. Kto i kiedy ułożył tego krakowiaka, nie wiemy. Poczęto go śpiewać na weselach i kuligach w r. 1806, w dawnem województwie krakowskiem. Cztery pierwsze zwrotki krakowiaka były dawniejszego pochodzenia i niewinnej treści; dalsze ośm zwrotek, wspominając o rekrutacyi i podatkach, wyszydzały urzędników i wojskowych. Słowa krakowiaka przepisywano potajemnie i przesyłano bezimiennie dygnitarzom austryackim. Z tego powodu ścigano kryminalnie przepisywaczy, roznosicieli i śpiewaków ludowej pieśni, jako sprawców zbrodni zaburzenia publicznego spokoju. Dochodzeń urzędowych o tego krakowiaka było bez liku. Ostatnie odnosiło się do uroczystości weselnej w Koluszowie, w listopadzie 1806 r. Drużbowie, młodzi studenci z Krakowa, Antoni Treliński i Marcin Malowski, prześpiewali całego krakowiaka, zaś Jan Czechowski, ekonom z Wielkiego Książa, spisał go i przesiał p. Rozalii Królikowskiej do Szydłowca. Zesłana na miejsce rzekomej zbrodni komisya kryminalna z Krakowa, przesłuchała w Kielcach i po wsiach 40 świadków, odbyła kilka rewizyj domowych i uwięziła wyżej wymienionych sprawców, którzy przez kilka miesięcy pokutowali w areszcie śledczym. O tem olbrzymiem śledztwie ? którego koszta wynosiły pokaźną sumę ? uczyniono poufne doniesienie do Wiednia, a na rozkaz cesarski, zaniechano dalszych dochodzeń z powodu śpiewania zakazanych krakowiaków. na polskich zbrodniarzy stanu, w fortecy olomienieckiej. Senat polityczny przy Sądzie kryminalnym w Krakowie pod przewodnictwem radcy apellacyjnego Cronfelsa, następnie Moraka zostający i nadzorowany bezpośrednio przez sąd apellacyjny, nie zdawał się być dość energicznym i zaległ w urzędowaniu. Z tego powodu odesłano sprawę Larischa, podobnie jak sprawę hr. Scipiona, do Ołomuńca, dokąd i młody Larisch na początku lipca 1807 r. odstawionym został. Zaniepokojona o los syna matka, przybyła z Warszawy na granicę Szląska, a obawiając się uwięzienia, w razie powrotu do domu, wniosła prośbę do cesarza Franciszka, w której tłómacząc powody wydalenia się z kraju, błagała o list żelazny (salva conductum) na przyjazd i pobyt w Osieku. Podobną prośbę wniósł i ks. Sułkowski. Powyższym żądaniom odmówiono jednak i zbiegłych wezwano ponownie do powrotu i usprawiedliwienia się z dotychczasowych postępków. Po długim namyśle wróciły kobiety w r. 1808 do Osieka i prawdopodobnie z wyższego rozkazu nie były pociągane do odpowiedzialności. Ks. Sułkowski nie miał tej odwagi i zjawił się w Bielsku dopiero ku końcowi 1809 r. na podstawie ogólnej amnestyi, wskutek traktatu pokoju w dniu 14 października 1809 r. wydanej. Młody Larisch siedział tymczasem w kazamatach Ołomuńca, w towarzystwie zbrodniarzy stanu, jak: Felix Świnarski ’) obywatel ziemski z Siedleckiego, Józef Szepetowski z Prus ?nowo-wschodnich”, ?informator” Zaleski i inni aż do dnia 16 kwietnia 1808 r. ’) Ritter von Swinarski był oskarżonym o zbrodnię zdrady stanu, popełnioną przez utrzymywanie tajnej korespondencyi z wojskowymi polskimi w Warszawie. Listy, które stanowiły lica sądowe, zginęły z aktów na drodze do Ołomuńca. Sługa Szepetowskiego Kassian uciekł z więzienia, a współobwiniony kowal Wojczak umarł w Siedlcach przed odwiezieniem go do Ołomuńca. Sprawę uwięzionego Scipiona cofnięto na rozkaz cesarski na powrót do Krakowa. Wszystkie sprawy miały za przedmiot szpiegostwo, zmawianie i wysyłanie młodych ludzi do wojska polskiego. Sąd wyjątkowy, złożony z prezesa sądu szlacheckiego w Bernie hr. Bubna, jako przewodniczącego, oraz ołomunieckich radców magistratualnych Prokoscha i Gottlieba jako sędziów, którym tlómaczył akta i zeznania polskie przysłany z Krakowa jako tłómacz kancelista sądowy Ignacy Orzechowski, nie mógł dopatrzeć się u Larischa paragrafowej winy. Larisch był bowiem wskutek odziedziczenia po ojcu dóbr ziemskich,, położonych w Galicyi i na Szląsku pruskim, różnokrajowym poddanym (svjet mixte), do którego szczegółowe postanowienia paszportowe i emigracyjne nie mogły być stosowane.
Młody zbieg nie miał jeszcze lat 20 i dojrzałej rozwagi, przeciw Austryi nie podniósł oręża, wrócił wreszcie dobrowolnie i w terminie, w edykcie konwokacyjnym oznaczonym. Powzięto więc uchwałę na zaniechanie dalszego śledztwa, z pozostawieniem Larischa pod nadzorem policyjnym; a tę uchwałę na wniosek najwyższego sądu w Wiedniu przyjął do wiadomości cesarz, rozporządziwszy dodatkowo, ażeby Larisch, pod nadzorem jakiej poważnej osoby, przywiezionym został do Wiednia i w jakim zakładzie naukowym umieszczonym. W Wiedniu uczył się i sprawował Larisch wzorowo, a gdy wojska francuskie w r. 1809 zbliżały się pod Wiedeń, dozwolono mu wrócić do matki, do Osieka. Ostudzony w rycerskim animuszu i w zapałach do Napoleona, nie pobiegł już Larisch pod zwycięzkie chorągwie ks. Józefa Poniatowskiego, lecz orząc spokojnie ziemię w Osieku, doczekał się w r. 1810 nagrody, t. j. uwolnienia z pod nadzoru policyjnego. Żyjąc dalej w otoczeniu polskiem i polskiem oddychając powietrzem, uległ Larisch jeszcze raz prądowi ducha czasu, jaki po zgaśnieciu przewodniej gwiazdy napoleońskich obietnic pchał nasze społeczeństwo w tajemnicze stowarzyszenia i mistyczne związki. W r. 1822 został masonem, i to od razu ? jak niegdyś w wojsku podpułkownikiem?starszym czeladnikiem wolnych murarzy w na wschodzie Krakowa. To zboczenie umysłowe, jakiemu ulegli równocześnie najrozumniejsi i najznakomitsi ludzie w Krakowie, nie miało przynajmniej szkodliwych następstw, a po rozwiązaniu loży masońskiej i oddaniu jej budynku na klinikę uniwersytecką, poświęcił się Larisch już wyłącznie gospodarstwu wiejskiemu, usłudze sąsiadów i dobru własnej rodziny. Larisch ożenił się około r. 1813 z Karoliną Wielopolską, rozwiedzioną z Andrzejem Wielopolskim, rodzonym stryjem margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Była ona córką Pawła Grabowskiego herbu Oksza, starosty wołkowyskiego, jenerała wojsk litewskich i Weroniki Scipionównej, a wnuczką Michała Grabowskiego, brata męża głośnej pani Elżbiety z Szydłowskich Grabowskiej, morganatycznej żony króla Stanisława-Augusta. Przez to małżeństwo spolszczył się Larisch do reszty i wychował czworo dzieci ’) iście po polsku.
(Syn Edmund ożenił się z Angielką Jessey Mapeltoft Paterson i mieszka dziś w Wiedniu, syn zaś tegoż Adryan poślubił lir. Ludwikę Platerownę i objął po ojcu wieś Bulowice; córka Eugenia była żoną Eust. Januszkiewicza, zaś młodsza, Adela, Stanisława hr. Dunina Borkowskiego i zostawiła córkę Jadwigę za Janem Popielem).
I nasz ?dziewiętnastoletni podpułkownik” przesiedlił się na resztę dni swego życia do Krakowa, nabył po Szczepanie Huinbercie kamienicę przy ulicy Brackiej odbudował ją ozdobnie i umarł w niej dnia 19 marca 1869 r. pozostawiając po sobie pamięć uczciwego człowieka i zacnego obywatela kraju.
Inną drogą poszedł szwagier Larischa, ks. Sułkowski. Otrząsnąwszy się z poczynionych mu zarzutów w Warszawie, odzyskał później rangę pułkownika i dowodził 1 pułkiem huzarów francusko-polskich. W dzień bitwy pod Hanau 1813 r. zbiegł z bronią w ręku do wojsk sprzymierzonych. Wzgardzony przez społeczeństwo polskie, umarł w 1834 roku.
W tym samym roku 1807, co ks. Jan Sułkowski, utworzył ks. Antoni Sułkowski ochotniczy oddział w Wielkopolsce, bił się z nim pod Tczewem i otrzymał od cesarza Napoleona patent na pułkownika i dowódcę przez siebie uformowanego pułku piechoty. w r. 1834, pozostawiwszy dwóch synów, na pamiątkę panien Larisch, imieniem Maxymiliana i Ludwika ochrzczonych. Ks. Maxymilian Sulkowski zginął w r. 1848 na barykadzie w Wiedniu, zaś ks. Ludwik, urodzony w r. 1814 i ożeniony po pierwszy raz z córką bogatego przemysłowca Dietricha, wyprowadził w październiku 1848 r. gwardyę narodową bielską na odsiecz Wiednia, obleganego przez ks. Windischgraetza. Zatrzymany i rozbrojony w Napagedl, uciekł w nocy oknem z poczekalni dworca drogi żelaznej, w której był uwięzionym. Po krótkim pobycie w Prusiech i w Szwajcaryi, gdzie się powtórnie z panną Gemperle ożenił, wydalił się po drugi raz za ocean i osiadł w mieście St. Louis. Umarł w roku 1879.
Matka jego, wyżej wspomniana Ludwika Józefina z bar. Larischów ks. Sułkowska, urodzona dnia 17 marca 1790 r. zastrzeloną została przez okno w dniu 3 marca 1845 r. na zamku w Bielsku. Jej śmierć stała się głośną w całej Europie i dała powód dziennikom do rozpisywania się długo i szeroko o rodzinie książąt Sułkowskich na Szląsku. Ks. Antoni Sułkowski opuścił również w r. 1813, po bitwie pod Hanau, sztandary francuskie, lecz z honorem, z wiedzą i za zezwoleniem Napoleona. Podobieństwo nazwisk i te same warunki i daty rozpoczęcia i ukończenia służby wojskowej polskiej spowodowały później kilka błędnych wspomnień i dlatego zaznaczamy, iż ks. Jan Nep. Sulkowski, pochodzący ze Szląska, był całkiem inną, bardzo daleko spokrewnioną, osobą z ks. Antonim Sulkowskim, synem Antoniego Sułkowskiego kanclerza koronnego; imiennik wsławił się w kampanii hiszpańskiej, dosłużył rangi jenerała, dowodził po zgonie ks. Józefa Poniatowskiego korpusem Księstwa Warszawskiego cofającym się do Francyi i umarł w r. 1836 w Rydzynie w Wielkopolsce, gdzie stale przebywał. Jenerał Józef Sułkowski, adjutant przyboczny cesarza Napoleona, którego Pamiętniki wydane zostały w roku 1864 w Poznaniu, nie był również krewnym ks. Jana Sulkowskiego. Kto i z jakich powodów zastrzelił w skrytobójczy sposób księżnę, nie zostało nigdy w sposób przekonywujący wyśledzonem. Skazany na śmierć domniemany sprawca Obst, umarł ze strachu, przed potwierdzeniem wyroku. Wznowione śledztwo przeciw Frankemu zostało zaniechane dla braku dowodów. Głos powszechny wskazywał zupełnie kogo innego jako sprawcę. Kogo?… czytelnik pamięta, albo się domyśli.